poniedziałek, 29 lipca 2013

Wyglądasz jak gwiazda porno...

Historia mojej osoby niczego nie wniesie do całej blogosfery ale mam w sobie impuls żeby rozprawić się z tym co było kiedyś. Ciężko pisać gdy termometr wskazuje ponad 30 stopni a w pokoju praktycznie nie ma czym oddychać ale mam w głowie ten obraz i może uda mi się "przelać go" na ten notatnik.

Kiedy byłam nastolatką moja waga cały czas była w normie. Jako, że całkiem nie przywiązywałam uwagi do wyglądu - włosy miałam we wszystkich kolorach i długościach, ubrania dostawałam od rodziców lub babci - to do wagi również nie miałam zastrzeżeń. Nadszedł jednak czas gdy poszłam do gimnazjum i poznałam tam dziewczynę z którą z dnia na dzień złapałam super kontakt. K. - tak w skrócie jedną literką, była wyróżniająca się na tle moich pozostałych koleżanek. Opisać ją można dwoma słowami : szczupła i wysoka. I wtedy zauważyłam, że szczupły nigdy nie ma pod górkę...

Lata mijały a my wiernie się przyjaźniłyśmy. K. nigdy nie komentowała mojej figury, urody ale też nigdy nie dawała mi do myślenia aby coś poprawić. Teraz z biegiem czasu myślę, że dla niej to miało sens. Ona czuła się ładniejsza ode mnie...Dzięki mnie po prostu czuła się pewniej.
Przyszedł czas, że zaczęłyśmy interesować się facetami. Chodziłyśmy na dyskoteki, zabawy. Ja jako ta mniej pewna siebie wolałam jednak spędzać czas przed komputerem, w wirtualnym świecie znalazłam nowy "świat" i tak gdzieś w nim zostałam.

Przez całkowity przypadek w Internecie poznałam chłopaka. Kiedy szczęśliwa chodziłam na randki a wracając z nich biegłam do K. opowiedzieć jej co czuje. Nie przypuszczałam nawet, że jej zazdrość narasta i wkrótce znajdzie ujście.

Była niedziela. Jak w każdą niedziele mama poszła na miejski targ. Zawsze nam coś z niego przynosiła i tak też było. Kupiła koszulki w trzech kolorach. Cieniutkie, na ramiączkach. Każda z moich sióstr wybrała jedną i dla mnie została żółta. Sama nie wiedziałam czy ją zakładać bo mój styl wtedy to była czerń i glany. Jednak wizja mojego uśmiechniętego chłopaka zrobiła swoje.
Koszulka leżała na mnie trochę za ciasno ale nie przejmowałam się. Ważna była wizja...

I kiedy mój chłopak przyszedł powiedział, że wyglądam ładnie. Tak sobie teraz myślę, że dla niego wszystko było wtedy ładne co nie było czarne. I już zbieraliśmy się do wyjścia gdy przyszła K.
Gdy mnie zobaczyła zaczęła się głośno śmiać i tym samym tonem powiedziała "wyglądasz jak gwiazda porno"...

Śmiali się wszyscy, ona, mój chłopak, mama. Kiedy przypominam sobie tą scenę to widzę siebie w tej koszulce, z miną zbitego psa, z żalem i złością na twarzy. Szybko się przebrałam znów w czarne a K. po prostu sobie poszła bo stwierdziła, że skoro mam dzień zajęty to nie będzie przeszkadzać.

Po tym incydencie coś we mnie pękło. Przemyślałam całą noc i stwierdziłam że ta przyjaźń jest toksyczna. Na następny dzień gdy K. przyszła do mnie to po prostu nie wyszłam. Zachowałam się jak naburmuszone dziecko ale wtedy już o tym nie myślałam. Myślałam za to sobie "to ma być przyjaciółka? Każda normalna osoba podeszłaby do mnie i po cichu do ucha powiedziała, że nie wyglądam najlepiej i żebym się przebrała na coś korzystniejszego!" ale nieee....ona czuła się lepsza, piękniejsza i zazdrosna, że ktoś taki jak ja ma chłopaka.
Po tym wszystkim co się wydarzyło nasza "przyjaźń" się urwała a ja zabrałam się za siebie.

Codziennie ćwiczyłam, przestałam jeść. I tak z L-M zaczęłam mieścić się w S a później XS.

Najwięcej w moim życiu ważyłam 56kg. Najmniej 48kg. Nigdy mój organizm nie chciał zejść do mniejszego pułapu.

Ktoś zapyta dlaczego tak ostro potraktowałam przyjaciółkę a nie chłopaka, który też się śmiał?

Już odpowiadam. Chłopak jest teraz moim mężem i najlepszym przyjacielem od 9 lat. A z rzekomą "przyjaciółką", która nawet nie próbowała mi tego zachowania wyjaśnić, nie próbowała już złapać chociażby stopy koleżeństwa. Nie rozmawiam z nią od tamtego dnia.

Jednak po tym zdarzeniu pozostał mi krzywy obraz samej siebie. Ciągle przymierzam po parę razy jakieś ubrania. Kupowanie nowych jest dla mnie koszmarem. Ciągle zmagam się z wagą i centymetrami. Tak jak pisałam, uwielbiam osiągać perfekcję bo nie chcę żeby ktoś mnie oceniał.
Do tego wszystkiego doszedł jeszcze strach przed zawieraniem nowych przyjaźni i zaufaniem komukolwiek. Nie mam przyjaciółki już żadnej a każdą nową koleżankę trzymam na dystans. Całe szczęście, że mam dwie siostry z którymi mogę rozmawiać o wszystkim...

Dlaczego to wszystko tak się na mnie odbiło? Bo zawiodłam się na najbliższej mi osobie wtedy. Ja tej dziewczynie ufałam, zawsze byłam po jej stronie, była dla mnie jak siostra. Oddałam się dla tej osoby a ta osoba mnie potraktowała zasadą "jesteś to jesteś a jak Cię nie ma to też sobie poradzę".

Przy moim mężu nauczyłam się co to znaczy przyjaźń na nowo. Dzięki niemu nauczyłam się o wielu rzeczach, które gdzieś mi uciekły przez ten czas z K. Dziś mimo, że w mojej psychice nie dzieje się najlepiej, wiem że gdyby coś mi się stało to mój mąż zawsze będzie przy mnie.
On o wszystkim wie jednak myśli, że mam nad tym kontrolę. Na razie wygląda na to, że mam.

--------------------------------------------------

Weekend uciekł szybko ale bawiłam się świetnie.
W sobotę obchodziliśmy urodziny mamy, fajna impreza była, jadłam ogórki małosolne, jajka, paprykę, pieczarkę a nawet zjadłam sernik na zimno z jagodami i jedną nektarynkę.
Wczoraj pojechaliśmy nad jezioro z szwagierką i jej mężem. Ona ma boskie ciało, płaski brzuszek w talii chyba ma z 50cm, wysoka, uda jak zapałki <3. Czułam się jak wieloryb to też jak na wieloryba przystało ciągle siedziałam w wodzie. Zjadłam arbuza, nektarynkę, dwa wafle ryżowe. Na kolację 2 pomidory i chlebek wasa sztuk 3.
Na dniach powinnam dostać okres i waga pokazuje 50kg a jak się wyprostuję to nawet o 3 gramy mniej hehe.

Cieszy mnie to, że mimo okresu nie mam zachcianek. Dziś ugotuję żurek, na wodzie bez mięsa. Tylko jedno jajko i 3 małe ziemniaczki.
No i upiekę dzisiaj bułeczki z przepisu Rocksanki, tyle że moje będą z jagodami, na mące pszennej żytniej i na pewno mniejszą ilością cukru :)

Jest jeszcze jedna dobra wiadomość, mąż zgodził się również przejść na dietę :) musi biedny zrzucić trochę brzuszka, którego no niestety, sam się dorobił. Jestem z niego dumna bo pierwsze co zrobił to odrzucił pieczywo i zamieniliśmy biały ryż na brązowy. Uwierzcie lub nie ale w jego przypadku jest to duże osiągnięcie. Będę go wspierać mocno bo chociaż ja od siebie wymagam wiele to dla niego chce tylko tego co najlepsze. A najlepsze to żeby jadł ale ZDROWO i cieszył się efektami :).

Uff jak gorąco...a jeszcze muszę po prasować i posprzątać.

3 komentarze:

  1. Cholera jasna, ta twoja dawna "przyjaciółeczka" naprawdę okazała się świnią, takie przyjaźnie są najgorsze... nie dziwię się, że już nie utrzymujesz z nią kontaktu, ja zrobiłabym tak samo. Mimo to uważam, że nie powinnaś tego rozpamiętywać. Jak już mówiłam, wagę masz idealną przy swoim wzroście i nie powinnaś się w to za bardzo wgłębiać... tzn. tylko i wyłącznie ZDROWO się odchudzać, a raczej nie odchudzać, tylko utrzymywać formę (dobra, kończę morały...) Rozumiem, że musiałaś czuć się wtedy okropnie...
    Mimo to nawet nie wiesz jak się cieszę, że masz męża i on został przy tobie bez względu na figurę i wszystko inne. To musi być miłość :)
    Trzymam kciuki i ściskam.
    [getting-better-everyday.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałabym! Wielki podziw dla twojej mamy za utratę kilogramów! :)

      Usuń
  2. Przykra historia, ale ułożyłaś sobie życie z swoim mężem i chyba nie jest Ci źle, co nie?
    Na twoim miejscu zrobiła bym to samo gdyby moja przyjaciółka okazała się taka...

    Jejku 45 Kg? Trohę mało, ale rób jak uważasz, tylko nie popdaj w skrajności :>

    To trzymamy kciuki i za ciebie i za Twojego Męża
    :>

    OdpowiedzUsuń