środa, 20 listopada 2013

Będę ciocią :-)

To już pewne :) szwagierka jest w ciąży, 6 tydzień i serduszko już bije. Ogromne zaskoczenie bo długo się starali, ona szczuplutka, drobna, troszkę problemów z organizmem aż w końcu się udało <3

Razem z mężem bardzo się cieszymy a jednocześnie odrobinkę im zazdrościmy i pewnie gdyby nie to, że dopiero zaczęłam pracę....jak to się myślenie zmienia hehe.

Pewnie nam odbije bardziej jak będziemy kupować ciuszki, zabawki dla maleństwa. A totalne szaleństwo będzie gdy pojawi się na świecie ;)


A u mnie w pracy młyn, dużo nauki, test za testem. Trzeba dawać radę. Ostatnio miałam wrażenie, że znów przytyłam ale nie...waga pokazuje nadal 47kg.

Cieszy mnie to bo jem zdecydowanie więcej, widocznie wszystko spalam na bieżąco. Ciekawe czy do końca tego roku uda mi się zbić na 46-45kg? Wiem, że to już przesada ale mam ochotę się sprawdzić. Zobaczyć czy mój organizm da radę.

Dziś muszę się uczyć i zrobić zakupy, mam ochotę się obkupić w co się da. Bransoletki, kosmetyki, ciuchy...
ale nie da się wszystkiego na raz zrobić.

A szkoda ;)

środa, 13 listopada 2013

Żyję i mam się...

dobrze :)! Nie pisałam długo, bardzo długo.

Nadszedł czas na małe podsumowanie. Po:

1. Znalazłam PRACĘ! Jestem mega szczęśliwa, pracuję już 2 miesiąc i to gdzie? W sklepie ze zdrową żywnością :) Mam dostęp do super produktów, wędliny, mleko, pieczywo, jogurty, wypieki...wszystko bez dodatków konserwujących, glutaminianu, GMO, barwników, ulepszaczy.
Mam dużo nauki ale to nic, nareszcie mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć - Jestem dietetykiem z zawodu i za miłowania :).

2. Z związku z tym, że pracuję i zarobiłam pierwsze pieniążki, zakupiłam swój własny, ciasny, malutki samochód. Nie jest fioletowy, nie jest copue. Jest srebrny, kwadratowy, zwykły cinquecento :)) Bryka śmiga, daje radę ;)

3. Ważę 47kg. Ciężko jest utrzymać wagę kiedy potrzebna jest siła do pracy ale coś za coś. Jestem zadowolona ze spadku cm z ud. Nareszcie ruszyło i w tej chwili mam 47cm w najgrubszym miejscu :)

4. Dentystę odwiedzam regularnie, jestem w połowie drogi i leczenia.:)

5. Nareszcie mogę udać się na zakupy bez wyrzutów sumienia :)

6. Mój kochany mąż ma mniej problemów na głowie, obciążyłam go z obowiązku jedynego żywiciela i widać, że chłopak odżył :) Jest uśmiechnięty, pełen ciepłych uczuć <3

Dziś mogę powiedzieć : JESTEM SZCZĘŚLIWA!
Mam nadzieję, że ten stan utrzyma się dłużej.

Mam zamiar zrobić sobie tatuaż taki jak na zdjęciu, może w przyszłym roku na urodziny :)



ps. Jeśli ktoś do mnie zajrzy niech podpisze się w komentarzu a ja odwiedzę i zobaczę co słychać :))

środa, 4 września 2013

Dentysta, krok pierwszy.

Siedzę właśnie i popijam zieloną herbatę. Zastanawiam się dlaczego brakuje mi motywacji, zaparcia żeby być lepszą. Hm...martwi mnie to, że tyle rzeczy sobie odmawiam a i tak nie ma efektów.
Mój organizm jest na prawdę silny. No nic takie marudzenie mi nie pomoże.

No więc w tamten wtorek byłam u dentysty, nie mógł mnie jednak przyjąć bo miał dużo pacjentów
ale usiadłam na fotelu żebyśmy mogli opracować plan co do mojego leczenia. Pan Marek powiedział
że jest tu trochę do zrobienia ale da się z tego wyjść. Gdy wyszłam z gabinetu byłam niesamowicie szczęśliwa! Byłam dumna z siebie, że wreszcie pokonałam strach i że zacznę leczenie "pełną gębą". Jednego tylko żałowałam...że zrobiłam to tak późno...tylko co zrobić, strach jak zwykle miał wielkie oczy.

W poniedziałek zaczęliśmy walkę o ząbki, które da się uratować i czeka mnie następna wizyta.
Będzie ich dużo ale wywalczyłam sobie już kartę stałego klienta ;) :P hehe.
Myślę, że to też nie udałoby się gdyby nie mój A. Dawno już mnie namawiał a nawet już prosił abym szła ale byłam uparta i wstyd nie dawał za wygraną. w końcu się udało.

Okres męczy mnie jeszcze, waga pokazuje 49kg były dni że pokazywała 48. A nawet w dwa pierwsze dni okresu 50kg. Powiedziałabym teraz masakra ale pretensji nie mam do nikogo. Nie ćwiczę, jem dużo owoców, warzyw, wafle ryżowe, makaron, kurczaka, raz w tyg. zdarza się pizze(własnej roboty), no i trochę słodkiego bo okres nie dał zapomnieć o sobie :/ Źle jest, gorzej nie będzie ale czy lepiej? Wątpię...


Ciągle wysyłam CV i nic, zero, nawet jednego telefonu. Trudno, kasy teraz nam nie brakuje jednak
zaczynam się bać bardzo zimy...Teraz jeszcze pogoda jest i na spacer, rower można wyjść ale
co będzie gdy spadnie śnieg? Już tamtą zimę było ciężko mi przejść, przez to zapisałam się
do szkoły policealnej ale ile można chodzić do szkół? W dodatku wiem, że A. będzie miał
dodatkową fuchę więc w domu go nie będzie od rana do wieczora...Boję się, że wpadnę w deperesję..

Na dodatek mój A. mówi już na głos, że może w grudniu zaczniemy starać się o dziecko.
Chciałabym ale myśl o tym mnie przeraża. Jestem pewna, że świadomie ciężko będzie mi się
zdecydować na dziecko, gdyby było wpadką..no cóż pogodziłabym się i napewno cieszyła. Ale
samemu tak zdecydować? Tak śmiało powiedzieć "TAK"? Sama nie wiem...
Martwię się o: moje ciało, psychikę, pracę - że po urodzeniu już będzie ciężko wrócić mi do pracy.
Z drugiej strony: co będzie jeśli to "później" okaże się za późno...i już się nie uda? Czy warto
czekać aż do trzydziestki? Nie chce być matką 16latka mając 50 lat :/, czy będzie mi się później
chciało biegać za dzieciakiem? A co jeśli odwlekanie sprawi, że nam się już nie będzie chciało?

Pełno pytań i wątpliwości...chciałabym szczerze żeby to los zdecydował bo łatwiej jest brać to
co przyniesie dzień niż brać pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Taka prawda niestety...

Ps.Co by jeszcze głowę sobie pozawracać. Zazwyczaj tego nie robię ale ostatnio mnie zastanawia jedno.
Kasia Zielińska - aktorka na pewno każdy ją kojarzy, podobno jak mówią komentarze wyskakuje prawie z każdej lodówki :P. Przeglądałam jej zdjęcia i znalazłam informację, którą zresztą ona podaje że ma 163cm i waży 50kg. Sorry ale jak patrzę na jej nogi i ogólny wygląd to nie chce mi się wierzyć bo mierzy tyle samo co ja. Przykłady jej zdjęć:
http://e5.pudelek.pl.sds.o2.pl/6e0aae4bf4292790a7bc0640c1b2bf8e795eb75f

http://e5.pudelek.pl.sds.o2.pl/4e09124aeac05cf390d8d8312a5c5309abac4159

http://e5.pudelek.pl.sds.o2.pl/1de7f0353eb0db60ed8410049ad45715cdea94ef

Może to krój sukienek, nie wiem...Na moje oko ona wygląda raczej na 55kg nie mniej nie więcej, tym bardziej że ćwiczy a mięśnie ważą więcej niż tłuszcz.

środa, 21 sierpnia 2013

Wśród zdjęć.


Burza w moim małżeństwie przeszła, rozmawialiśmy długo i jak to w dobrych związkach bywa wszystko sobie poukładaliśmy ;) Codziennie wysyłam CV do różnych firm i mam głęboką nadzieję, że w końcu trafię na swoje miejsce. Oby szybko bo zimy nie przeżyję w domu.



Dieta idzie mi średnio w tym tygodniu. Waga na razie pokazuje 49kg ale ja jakoś tego nie widzę po sobie. Jem naprawdę dość sporo jak na mnie. Wczoraj 2 brzoskwinie, talerz spaghetti pełnoziarnistego z sosem pomidorowym na łyżeczce masła. 3 cukierki michałki i 3 wafle ryżowe polane czekoladą. W tym tygodniu miałam okropne łaknienie na czekoladę, widocznie czegoś mi brakowało. Centymetry też stoją w miejscu np. nie mogę zrozumieć dlaczego centymetry nie spadają mi z ud. Na początku leciały jak szalone z 56cm w najgrubszym miejscu spadło na 50cm i koniec. Chciałabym w najgrubszym miejscu mieć przynajmniej 48-47 cm. Nie wiem czemu tak jest...załączam dziś porcję zdjęć żeby można było to ocenić. Nie chcę ćwiczyć jednak na siłowni bo nie chcę rozbudować mięśni. I masz babo placek.


W talii mam 62cm, w okolicach pępka 76cm i to jest strefa której muszę się koniecznie pozbyć!
W biodrach mam 85cm z tego jestem nawet zadowolona ale kiedyś miałam 84cm. Więc jeszcze trochę. Pod piersiami mam 70cm a w obwodzie 83cm. Na zdjęciach widać oponkę, którą mam na brzuchu właśnie w okolicy pępka. Czytam, że nie które dziewczyny mają tam 70-60cm więc mam jeszcze długą drogę. Sen z powiek spędzają mi jeszcze ramiona...ale tutaj w ogóle nie mam pomysłu bo w mojej rodzinie wszystkie siostry takie mają :/



Dodaję jeszcze zdjęcia obecnej długości moich włosów. Przepraszam Was za zamazaną nie udolnie twarz i za jakość zdjęć ale nie chcę żeby ktoś mnie rozpoznał.



Teraz postawiłam na minimalizm jeśli chodzi o włosy i jestem zaskoczona. Wypada ich mniej, wytrzymują dwa dni bez mycia a i skręt jest nie najgorszy. Widocznie osiągnęłam już wszystko co mogę wyciągnąć z moich włosów i nadmierna ilość kosmetyków już nic im nie dawała. Włosy farbowałam jak zwykle blondem poziom 7, 11 sierpnia . Następne farbowanie będzie dopiero na początku października.


Nadal nie mam Internetu w domu dlatego notki pojawiają się rzadko. Jeszcze trochę muszę przetrzymać bo we wrześniu mamy mieć połączenie ze światem. Dziś odwiedzę wszystkie blogi, które czytam bo jestem w popularnej galerii handlowej gdzie jest Wifi i mogę spędzić tu więcej czasu. Po południu jadę po męża bo dziś ma spotkanie a samochód mam ja ;) Za miesiąc minie rok jak zdałam prawko jazdy. Czas leci nie ubłagalnie szybko.



Oceniajcie zdjęcia, doradzie co mogę jeszcze zmienić, może macie jakieś pomysły jak zrzucić tą oponkę? Czy pomogą tylko brzuszki? Jak pozbyć się jeszcze tych centymetrów na udach? Odpada bieganie, mogę tylko spacerować przez moje kolana...
Ostatnio przeglądałam wymiary dziewczyn z top model. Okazuje się, że mam bardzo podobne do nich ale one mają po 175cm minimum! wzrostu a ja mam tylko 163cm...gdy ubieram buty na obcasie wyglądam bosko <3 no ale...nie nauczona jestem tak chodzić :( więc to odpada... Doradzajcie, krytykujcie, oceniajcie. Jestem gotowa na wszystkie słowa.



Ps. Dentysta zaklepany na początek września...mam nadzieję, że pan Marek mi pomoże.





wtorek, 13 sierpnia 2013

Smutek.


Długo nie pisałam, tak to jest gdy odcinają Ci internet z dnia na dzień. Szczerze mówiąc nawet nie chciało mi się chodzić po osiedlu i szukać sieci WiFi. Mąż też odstawił bunt i zapowiedział, że dostępu do sieci na razie nie będzie. No tak...on „cały świat” ma na wyciągnięcie ręki w pracy a ja?

Jednak w końcu potrzebę miałam większą i zawitałam do babci, która olaboga, ma Internet za darmo.



Jem więcej, nawet byłam na siebie wściekła przez chwilę bo przestałam nad tym panować. Ostatni weekend był koszmarny.

Były upały i człowiek nie jadł bo obiad za gorący, w gębie ciągle sucho. Ćwiczenia również odpadały. Aż wreszcie wrócił chłodek, uwielbiam temperaturę max 25stopni. Jest ciepło, przyjemnie. I tak było w weekend, który przeleżałam i objadałam się. Ah nie będę kłamać, mam tak zaplanowane że jeden dzień w weekend odpuszczam a od poniedziałku znów zdrowo się odżywiam.



Dzisiaj na wadze 49kg. Nareszcie mój organizm ruszył dalej. Pewnie będzie się wahać między 49-50 ale nie przeszkadza mi to.



Mam dużego doła a jednocześnie mnie to motywuje do działania. Dziwna jestem. Wściekłość, złość i żal powoduje u mnie zmożone działanie do zmiany.



Ostatnio mój mąż zaczął narzekać, że mogłabym poszukać pracy. I zgadzam się z nim, pracuję od 17 roku życia i nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę kurą domową. Jednak w tamtym roku wyszła bardzo przykra sprawa przez którą musiałam zrezygnować z pracy. I tak siedzę w domu od tamtej pory. Na początku mąż nie miał pretensji, pasowało mu że w domu panuje porządek, jest obiad na stole i czas wolny dla nas. Jednak jakieś 4 miesiące temu zmienił pracę na lepszą gdzie obraca się wokół kobiet pracujących i się zaczęło. Najpierw subtelnie i delikatnie a teraz już z agresją i coraz większymi wyrzutami wypominanie, że nie pracuję. Kłótnia była w powietrzu aż nastąpiło apogeum. Trudno, poradzę sobie. Znajdę pracę i pokaże mu jak potrafię znów dać w kość. Bycie niezależnym jest bardzo ważne. Gdy przyjdzie ten moment i dostanę pierwsze zarobione od dawna pieniądze to kupię sobie samochód. Fioletowy, szybki, coupe.

Wysyłam Cv tam gdzie praca sprawi, że będę czuła się sama ze sobą dobrze. Znam to uczucie gdy jesteś w miejscu w którym nie chcesz być. Pracując masz łzy w oczach i ogrania Cię złość, poczucie że coś Cię omija. Takiej pracy nie szukam. Co do męża..to przykre, że nie mam w nim wsparcia. Nie spodziewałam się bo myślałam, że wreszcie zrozumiał pewne sprawy no ale widać nie...Myśli pewnie, że jak znadę pracę to się wszystko poukłada. Oj nie...nie będzie tak dobrze.



W przyszłym tygodniu idę do dentysty. Mam stracha ale znów zostałam z tym sama i muszę stawić temu czoła. Zęby i sny o tym jak zaczynają lecieć powodują u mnie praktycznie nie przespane noce.



Piszę to okropnie chaotycznie ale właśnie przez ból nie spałam. Jestem rozbita. Teraz pomaga ibuprom (dziękuję, że jesteś!).



Zajadam się waflami ryżowymi. 35kcal sztuka, pełne zapychającego błonnika. Dobre rozwiązanie gdy nagle dopada Cię głód.



Teraz trochę słonka zarzucę. Tydzień temu w czwartek spotkałam się z dawno nie widzianą przyjaciółką. Nie, nie tą od której się zaczęło. Magdę znam tyle samo czasu co męża. Właściwie poznałam ją w styczniu a jego w maju tego samego roku. Nie widziałam się z nią 4 lata i byłam pozytywnie zaskoczona po tym spotkaniu. Dziewczyna jest nadal zajebista i życzę jej jak najlepiej...szkoda, że tak późno się znów spotkałyśmy...Obiecała, że przyjedzie przed zimą do Polski. Czekam z niecierpliwością :)



W sobotę babcia robi urodziny. Będzie masa jedzenia. Na szczęście to jest dzień w który sobie odpuszczam ;).

Dziękuję dziewczyny za każde dobre słowo :)!

wtorek, 30 lipca 2013

Suplementy.

Przeglądając blogi dziewczyn, które stosują diety te najbardziej wyniszczające organizm zawsze zastanawiam się dlaczego nie piszą o skutkach ubocznych?

Być może trafiam na blogi gdzie dziewczyny zmagają się z wagą dopiero od paru miesięcy a nie mogę znaleźć bloga o takich, które zmagają się z tym problemem od paru lat i faktycznie po takim okresie to wszystko wychodzi. A wychodzi wiele...

Jeśli nie dostarczamy składników odżywczych i witamin sprawiamy, że organizm zaczyna świrować. Włosy wypadają, paznokcie się łamią i rozdwajają, zęby atakuje próchnica 2x szybciej i zaczynają się kruszyć. Skóra jest sina, blada, matowa. Organizm jest narażony na wszelkie zakażenia bo nie ma skąd brać sił na obronę. Pojawia się anemia, która sieje spustoszenie.

Ameryki nie odkryłam? To prawda ale nikt, kto odchudza się drastycznie o tym nie pisze. A co się dzieje gdy dorzuci się do tego ED? O tym też nikt nie pisze... A szkoda bo dziewczyny tylko patrzą na efekty a skutki to ich zdaniem "podrażnione gardło, boli ale dzięki temu nic nie zjem!".

Przechodziłam przez to wszystko i do dzisiejszego dnia próbuję nawrócić organizm ale wiem, że to walka z wiatrakami bo przecież nadal mój jadłospis pozostawia wiele do życzenia.

Na razie sama popełniam wiele błędów, łykam witaminy z grupy B, piję pokrzywę która zawiera minerały, pochłaniam owoce i warzywa. Bardzo się staram i zauważyłam poprawę bo nareszcie zdołałam zapuścić paznokcie, włosów tracę mniej, skóra jest nadal sucha ale już nie jest bardzo sina.

Jeden problem natomiast nie daje mi spać po nocach, jest poważny ale każdego dnia zbieram siły i mam ogromną nadzieję, że jeszcze w sierpniu się z tym uporam.

Problem ten ujawnił się już nie całe 2 lata po tym jak wpadłam w zamknięte koło - jem, zwrócę.
To trwa już długo (5lat) a mój wstyd narósł do rangi, która nie ma oznaczenia.

A chodzi o zęby. Nie miałam nigdy z nimi większych problemów, dentysta jakieś tam dziurki załatał ale przez moją cudowną "dietę" zęby zaczęły się po prostu kruszyć. I kiedy już kolejny ząb się ukruszył a za nim kolejny, straciłam nad tym kontrolę. Wstyd i strach nie pozwolił mi iść do dentysty bo co będzie jak się dowie dlaczego? Jak mu wytłumaczyć, że to się stało nagle, że tego nie było a nagle gryząc owoc on po prostu się ułamał? Co mu powiedzieć gdy zapyta "czemu Pani od razu nie przyszła gdy poleciał jeden?". Powiem szczerze, że nastąpił moment gdzie przestało mi zależeć na tych zębach. One nigdy nie były ładne, rodzinnie słabe geny a ja też jakoś szczególnie się tym nie przejmowałam ale teraz wszystko poszło tak do przodu, że można mieć śliczne zęby które są oznaką zdrowia! No właśnie...zdrowia...

Myślałam nad tym i powiem prawdę. Prawda za przywrócenie mi pełnego uśmiechu. To nie duża cena. Najgorzej oczywiście będzie z pieniędzmi za te zęby ale po proszę żeby najpierw wyleczył to co się jeszcze da a później będę myśleć co dalej.

Jak to czytam to wpadam w ogromny smutek. Gdybym mogła cofnąć czas to na pewno bym o nie zadbała. Chociaż czy aby na pewno? Przecież ja byłam w takiej euforii gdy traciłam kg że było mi obojętne jakie sygnały organizm wysyłał!

Sama ze sobą walczę, w środku wszystko się miesza i bulgocze. Zdaję sobie sprawę, że byłam chora i że nadal zostało mi coś z choroby ale skoro chcę się odbudować, naprawić błędy to znaczy że wkroczyłam na tę lepszą ścieżkę.

Ja teraz dbam o zdrowe jedzenie, nadal patrzę na kalorie, tłuszcz i cukier ale nie wykluczam go całkowicie od czasu do czasu. Staram się aby w naszym domu królowały posiłki zrobione przez nas i jak najmniej przetworzone.

Trzymam kciuki sama za siebie. Martuś proszę nie stchórz <3


Ps. upiekłam wczoraj drożdżówki z jagodami na cukrze trzcinowym i mące żytniej z przepisu Rocksanki jak pisałam :) Wyszły cudnie pachnące i pyszne, zjadłam połówkę wczoraj. Nie mam tak pięknych zdjęć ale widać jakie są apetyczne :)) Leżą sobie i czekają nadal na mój okres, który dał wczoraj o sobie znać bo na wieczór wcinałam paluszki _-_. Dziś na obiad ryż brązowy, gotowany filet z kurczaka i fasolka szparagowa. Smacznie i zdrowo :)





poniedziałek, 29 lipca 2013

Wyglądasz jak gwiazda porno...

Historia mojej osoby niczego nie wniesie do całej blogosfery ale mam w sobie impuls żeby rozprawić się z tym co było kiedyś. Ciężko pisać gdy termometr wskazuje ponad 30 stopni a w pokoju praktycznie nie ma czym oddychać ale mam w głowie ten obraz i może uda mi się "przelać go" na ten notatnik.

Kiedy byłam nastolatką moja waga cały czas była w normie. Jako, że całkiem nie przywiązywałam uwagi do wyglądu - włosy miałam we wszystkich kolorach i długościach, ubrania dostawałam od rodziców lub babci - to do wagi również nie miałam zastrzeżeń. Nadszedł jednak czas gdy poszłam do gimnazjum i poznałam tam dziewczynę z którą z dnia na dzień złapałam super kontakt. K. - tak w skrócie jedną literką, była wyróżniająca się na tle moich pozostałych koleżanek. Opisać ją można dwoma słowami : szczupła i wysoka. I wtedy zauważyłam, że szczupły nigdy nie ma pod górkę...

Lata mijały a my wiernie się przyjaźniłyśmy. K. nigdy nie komentowała mojej figury, urody ale też nigdy nie dawała mi do myślenia aby coś poprawić. Teraz z biegiem czasu myślę, że dla niej to miało sens. Ona czuła się ładniejsza ode mnie...Dzięki mnie po prostu czuła się pewniej.
Przyszedł czas, że zaczęłyśmy interesować się facetami. Chodziłyśmy na dyskoteki, zabawy. Ja jako ta mniej pewna siebie wolałam jednak spędzać czas przed komputerem, w wirtualnym świecie znalazłam nowy "świat" i tak gdzieś w nim zostałam.

Przez całkowity przypadek w Internecie poznałam chłopaka. Kiedy szczęśliwa chodziłam na randki a wracając z nich biegłam do K. opowiedzieć jej co czuje. Nie przypuszczałam nawet, że jej zazdrość narasta i wkrótce znajdzie ujście.

Była niedziela. Jak w każdą niedziele mama poszła na miejski targ. Zawsze nam coś z niego przynosiła i tak też było. Kupiła koszulki w trzech kolorach. Cieniutkie, na ramiączkach. Każda z moich sióstr wybrała jedną i dla mnie została żółta. Sama nie wiedziałam czy ją zakładać bo mój styl wtedy to była czerń i glany. Jednak wizja mojego uśmiechniętego chłopaka zrobiła swoje.
Koszulka leżała na mnie trochę za ciasno ale nie przejmowałam się. Ważna była wizja...

I kiedy mój chłopak przyszedł powiedział, że wyglądam ładnie. Tak sobie teraz myślę, że dla niego wszystko było wtedy ładne co nie było czarne. I już zbieraliśmy się do wyjścia gdy przyszła K.
Gdy mnie zobaczyła zaczęła się głośno śmiać i tym samym tonem powiedziała "wyglądasz jak gwiazda porno"...

Śmiali się wszyscy, ona, mój chłopak, mama. Kiedy przypominam sobie tą scenę to widzę siebie w tej koszulce, z miną zbitego psa, z żalem i złością na twarzy. Szybko się przebrałam znów w czarne a K. po prostu sobie poszła bo stwierdziła, że skoro mam dzień zajęty to nie będzie przeszkadzać.

Po tym incydencie coś we mnie pękło. Przemyślałam całą noc i stwierdziłam że ta przyjaźń jest toksyczna. Na następny dzień gdy K. przyszła do mnie to po prostu nie wyszłam. Zachowałam się jak naburmuszone dziecko ale wtedy już o tym nie myślałam. Myślałam za to sobie "to ma być przyjaciółka? Każda normalna osoba podeszłaby do mnie i po cichu do ucha powiedziała, że nie wyglądam najlepiej i żebym się przebrała na coś korzystniejszego!" ale nieee....ona czuła się lepsza, piękniejsza i zazdrosna, że ktoś taki jak ja ma chłopaka.
Po tym wszystkim co się wydarzyło nasza "przyjaźń" się urwała a ja zabrałam się za siebie.

Codziennie ćwiczyłam, przestałam jeść. I tak z L-M zaczęłam mieścić się w S a później XS.

Najwięcej w moim życiu ważyłam 56kg. Najmniej 48kg. Nigdy mój organizm nie chciał zejść do mniejszego pułapu.

Ktoś zapyta dlaczego tak ostro potraktowałam przyjaciółkę a nie chłopaka, który też się śmiał?

Już odpowiadam. Chłopak jest teraz moim mężem i najlepszym przyjacielem od 9 lat. A z rzekomą "przyjaciółką", która nawet nie próbowała mi tego zachowania wyjaśnić, nie próbowała już złapać chociażby stopy koleżeństwa. Nie rozmawiam z nią od tamtego dnia.

Jednak po tym zdarzeniu pozostał mi krzywy obraz samej siebie. Ciągle przymierzam po parę razy jakieś ubrania. Kupowanie nowych jest dla mnie koszmarem. Ciągle zmagam się z wagą i centymetrami. Tak jak pisałam, uwielbiam osiągać perfekcję bo nie chcę żeby ktoś mnie oceniał.
Do tego wszystkiego doszedł jeszcze strach przed zawieraniem nowych przyjaźni i zaufaniem komukolwiek. Nie mam przyjaciółki już żadnej a każdą nową koleżankę trzymam na dystans. Całe szczęście, że mam dwie siostry z którymi mogę rozmawiać o wszystkim...

Dlaczego to wszystko tak się na mnie odbiło? Bo zawiodłam się na najbliższej mi osobie wtedy. Ja tej dziewczynie ufałam, zawsze byłam po jej stronie, była dla mnie jak siostra. Oddałam się dla tej osoby a ta osoba mnie potraktowała zasadą "jesteś to jesteś a jak Cię nie ma to też sobie poradzę".

Przy moim mężu nauczyłam się co to znaczy przyjaźń na nowo. Dzięki niemu nauczyłam się o wielu rzeczach, które gdzieś mi uciekły przez ten czas z K. Dziś mimo, że w mojej psychice nie dzieje się najlepiej, wiem że gdyby coś mi się stało to mój mąż zawsze będzie przy mnie.
On o wszystkim wie jednak myśli, że mam nad tym kontrolę. Na razie wygląda na to, że mam.

--------------------------------------------------

Weekend uciekł szybko ale bawiłam się świetnie.
W sobotę obchodziliśmy urodziny mamy, fajna impreza była, jadłam ogórki małosolne, jajka, paprykę, pieczarkę a nawet zjadłam sernik na zimno z jagodami i jedną nektarynkę.
Wczoraj pojechaliśmy nad jezioro z szwagierką i jej mężem. Ona ma boskie ciało, płaski brzuszek w talii chyba ma z 50cm, wysoka, uda jak zapałki <3. Czułam się jak wieloryb to też jak na wieloryba przystało ciągle siedziałam w wodzie. Zjadłam arbuza, nektarynkę, dwa wafle ryżowe. Na kolację 2 pomidory i chlebek wasa sztuk 3.
Na dniach powinnam dostać okres i waga pokazuje 50kg a jak się wyprostuję to nawet o 3 gramy mniej hehe.

Cieszy mnie to, że mimo okresu nie mam zachcianek. Dziś ugotuję żurek, na wodzie bez mięsa. Tylko jedno jajko i 3 małe ziemniaczki.
No i upiekę dzisiaj bułeczki z przepisu Rocksanki, tyle że moje będą z jagodami, na mące pszennej żytniej i na pewno mniejszą ilością cukru :)

Jest jeszcze jedna dobra wiadomość, mąż zgodził się również przejść na dietę :) musi biedny zrzucić trochę brzuszka, którego no niestety, sam się dorobił. Jestem z niego dumna bo pierwsze co zrobił to odrzucił pieczywo i zamieniliśmy biały ryż na brązowy. Uwierzcie lub nie ale w jego przypadku jest to duże osiągnięcie. Będę go wspierać mocno bo chociaż ja od siebie wymagam wiele to dla niego chce tylko tego co najlepsze. A najlepsze to żeby jadł ale ZDROWO i cieszył się efektami :).

Uff jak gorąco...a jeszcze muszę po prasować i posprzątać.